Listopad w Londynie jest wyjątkowo hojny jeśli chodzi o opady. Kiedy nie jest? Siarczysty deszcz padał na wyprostowane włosy Ashley. „Cholera” – zaklęła, zaraz pół godziny prostowania pójdzie na marne a jej głowę znów pokryje burza loków. Nienawidziła swoich włosów, odkąd tylko dostała swoją pierwszą prostownicę pod choinkę zaczęła je prostować przez co były zniszczone i podatne jeszcze bardziej. Były nijakie i to było najgorsze, ni proste ni kręcone, zwyczajnie podatne. Wsiadła do jednej z czarnych taksówek, których było pełno przy drzwiach wyjściowych z lotniska. Mogła wybrać sobie najładniejszą a mimo wszystko jak zwykle wybrała najgorszą. Kierowca nawet nie pomógł jej z walizką. Przyzwyczaiła się do samodzielności, dwa lata mieszkania w samotności nauczyły ją życia. W drodze do hotelu obserwowała ludzi, byli spokojniejsi i bardziej uśmiechnięci niż nowojorczycy. Tęskniła za tym powietrzem, klimatem, ludźmi, za ojczyzną choć starała się ukryć to jak najgłębiej i nigdy tego nie przyznać. Godzinę później była w pokoju hotelowym, wzięła długą odprężającą kąpiel z olejkiem karmelowym (uwielbiała ten zapach) i poszła spać. Zasnęła w sekundzie. W samolocie nie zdrzemnęła się nawet przez pięć minut. Coś siedziało w jej głowie, lecz sama nie miała pojęcia co. Może myślała o Kyle, choć przecież była pewna, że wszystko pójdzie dobrze. Musiało pójść. Miał już kilka operacji, więc jeśli można tak powiedzieć to przyzwyczaiła się do tych wszystkich procedur. Od dziecka była dla niego jak druga matka, gdy ta prawdziwa pracowała 24h na dobę żeby utrzymać rodzinę. Ojciec? Był owszem, starał się jak mógł, ale to nie wystarczało, dlatego gdy Ashley miała dwanaście lat rodzice oznajmili jej, że ojciec wyjeżdża z kraju do pracy we Francji a matka musi zacząć pracę na miejscu w Bradford. Pukane do drzwi zakłóciło jej spokojny sen. Zaspana sturlała się z łóżka i w drodze do drzwi chwyciła szlafrok z fotela na którym w obecnej chwili leżały wszystkie ubrania w których przyjechała a nawet buty.
- Tak? – przed drzwiami stał chłopak z obsługi hotelowej. Gdyby nie była tak śpiąca mogłaby przyznać, że był całkiem przystojny. Blond grzywka lekko opadała mu na czoło zakrywając niebieskie jak ocean oczy, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, czyżby rozbawiła go Ashley? W tym momencie nie wyglądała korzystnie.
- Dzień dobry, przyniosłem ręczniki hotelowe. Byłem wcześniej, lecz chyba pani nie było.
- Czy wyglądam aż tak staro? – zwróciła się do chłopaka. Tak, zdecydowanie był przystojny. Zdążyła pobudzić swój mózg, który podpowiadał jej aby ręką ułożyła włosy i przetarła zaspane oczy, bo naprzeciwko niej stoi młody bóg. Był w jej wieku lub może maksymalnie dwa lata starszy. Był nieco zdezorientowany jej pytaniem, w końcu to jego praca zwracać się tak do gości.
- Nie, przepraszam jeżeli uraziłem…
- Ahley – wyciągnęła małą dłoń.
- Nicholas.
- To jak Nick, znasz tu jakieś dobre kluby? - zaczęła pogawędkę jakby znali się od lat.
- Jest kilka wartych uwagi, ale żeby dostać się do środka trzeba mieć znajomości. Mogę załatwić ci wejściówki, ale teraz jestem w pracy.
- O której kończysz?
- 19stej.
- W takim razie przyjdź tu o 20stej. Ok?
- Jasne, do zobaczenia. – uśmiechnął się szeroko i zniknął za drzwiami. Ashley wiedziała jak wykorzystać swoje atuty. Była bardzo ładna i szybko nawiązywała nowe znajomości. Wystarczyła chwila i potrafiła owinąć sobie chłopaka wokół palca. Zawsze tak było, nawet gdy próbowała ich odrzucać oni nadaj chcieli ją poznać. Jakby miała magnes, który przyciąga płeć przeciwną i tylko nią. Nie miała wielu przyjaciółek, można powiedzieć, że w ogóle ich nie miała. Gdyby nie Agnes nie zaprzyjaźniłaby się z nikim w NY. Była jedyną dziewczyną, która ją rozumiała i podzielała poglądy przy czym nie była zazdrosna o chłopaków z którymi zadawała się Ash. Większość „koleżanek” zwyczajnie zazdrościło jej tak dobrego kontaktu z płcią przeciwną, wiecznie były w jej cieniu i w końcu rezygnowały z przyjaźni. Jak dziecko biegała z chłopakami i zamiast zwierzać się przyjaciółką ona miała przyjaciela. Przyjaciela z którym nie kontaktowała się odkąd wyjechała, w tej chwili chyba nie można go tak nazwać. Rozpakowała swoją walizkę w której panował istny chaos. Kosmetyki wysypały się z kosmetyczki brudząc kilka ubrań. Zdecydowała się na czerwone vansy, czarne przecinane spodnie, białą gładką bokserkę i kochaną czarną ramoneskę. Zaczesała włosy w wysokiego kucyka i zrobiła lekki makijaż. Nicholas przyszedł po nią równo o dwudziestej. Wcześniej widziała go w hotelowym mundurku teraz natomiast miał na sobie czarne rurki, białą koszulkę i dżinsową kurtkę z podwiniętymi rękawami.
- Gotowa? – stał w drzwiach roznosząc woń perfum od Armaniego. Pewność siebie biła od niego, ale jej to nie przeszkadzało. To tylko znajomy na jeden wieczór. Nie zna tu nikogo, więc musiała znaleźć jakąś ofiarę, która wytrzyma z nią przez co najmniej siedem najbliższych godzin. Padło na niego. Jeśli okaże się nudny najwyżej spławi go jakoś albo wymknie się tylnymi drzwiami jak zwykła to robić na nudnych randkach. Od jakiegoś czasu nie miała nikogo bliskiego. Na początku twierdziła, że lubi być singielką i nie potrzebny jej facet do szczęścia, lecz z czasem zaczynało jej tego brakować. Próbowała, owszem znaleźć sobie kogoś, ale nic nie można robić na siłę. Za każdym razem spotkanie kończyło się katastrofą.
- Gdzie idziemy? – zapytała gdy wsiedli do taksówki. Ma nadzieję, że okaże się gentelmanem i zapłaci za podróż. Nie miała zbyt dużo pieniędzy, wszystko dokładnie wyliczyła przed wyjazdem i nie mogła pozwolić sobie na zbyt duże wydatki. Po chwili stali przed jakimś klubem. Wyglądał na bardzo elitarny, świadczył o tym choćby fakt, że przed wejściem rozciągała się chyba kilometrowa kolejka. Ludzie byli ubrani w najlepsze stroje od światowych projektantów.
- Nie powiedziałeś mi nic jak mam się ubrać.
- Wyglądasz świetnie –czuła, że to szczery komplement – nie przejmuj się ich wyglądem, większość osób w środku wygląda bardziej zwyczajnie. Idziemy?
Przeprowadził ją przez ciemny zaułek aby po chwili znaleźć się przy tylnym wyjściu. Było pilnowane przez ochroniarza, ale to nie problem. Ben jak się później okazało to starszy brat Nicholasa. Chyba bierze sterydy, ponieważ był nienaturalnie duży i umięśniony. Od razu wpadła w rytm i zaczęła tańczyć.
- Napijesz się czegoś? – zapytał jednocześnie jedną ręką wędrując po jej plecach ku pośladkom. Zdenerwowało ją to, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie lubi chłopców, którzy po pięciu minutach znajomości myślą, że mogą wszystko. Dyskretnie przesunęła swoje ciało tak, że ręka, którą przed chwilą trzymał na jej biodrze wylądowała w kieszeni jego spodni.
- Nie, dzięki. Zatańczymy?
- Za chwilę, muszę załatwić jeszcze kilka spraw. – ominął tańczących ludzi i podszedł do dziwnego kolesia siedzącego przy barze. Wyglądał jak jego brat lecz nieco mniej umięśniony. Obserwowała ich próbując zobaczyć czym się wymieniają, lecz niestety nie zauważyła gdyż zasłonił jej tłum ludzi, którzy nagle weszli do środka. Nieważne, to nie moja sprawa- pomyślała i zaczęła znowu tańczyć. Po kilku piosenkach podeszła do baru i zamówiła sobie zimne piwo. Do środka weszło kilku paparazzi i próbowali dobić się to chłopaka z którym przed chwilą tańczyła. Musi być sławny skoro chcą zrobić mu zdjęcia, ale nigdy wcześniej nie widziała jego zdjęć w gazecie, internecie czy choćby telewizji. Wypiła piwo za jednym zamachem i wyszła przez tylne drzwi na zewnątrz nieco ochłonąć. Przy drzwiach już nikogo nie było, wszyscy, którzy chcieli i mogli wejść byli już w środku co dało się odczuć. Może i to jakiś elitarny klub, ale klimatyzacji tu chyba nie mają. Na zewnątrz stało kilka osób, kobieta i mężczyzna – pałali do siebie wielką namiętnością o czym świadczył choćby fakt, że prawie zrobili TO obok śmietnika, dwie dziewczyny, które wymiotowały pod płotem, nie był to przyjemny widok, przy lepszym świetle mogłaby dobrze zdefiniować co jadły na śniadanie, obiad i kolację oraz jeden chłopak stojący tyłem do niej. Jego sylwetka kogoś jej przypominała, ale nie potrafiła sobie przypomnieć kogo. Zauważyła papierosa w jego dłoni i poczuła nagły głód. Wytrzymała bez papierosa dwanaście godzin. To chyba jej rekord. Miała ochotę zapalić lecz niestety zostawiła paczkę papierosów w kieszeni kurtki którą miał Nicholas. Cholera! – pomyślała – że też musiałam oddać mu ją razem z fajkami! Po chwili zastanowienia postanowiła podejść do chłopaka. Co jej szkodzi? Przecież nic nie traci a jeśli nie weźmie za chwilę papierosa do ust, chyba eksploduje.
- Przepraszam… - zapytała nieśmiało - możesz poczęstować mnie papierosem? – Chłopak spojrzał na nią wzrokiem pełnym… zdziwienia? Zamarła. To był on…
***
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Ma masę błędów z czego zdaję sobie sprawę. Z czasem akcja będzie się rozkręcać i mam nadzieję będzie coraz ciekawiej. Dziękuję za komentarze pod prologiem. ; ) To dla mnie bardzo ważne ( ale dla kogo nie?). Kolejny rozdział planuję dodać za tydzień. Do następnego!